Kocham, kocham, kocham... Zdecydowanie mój ulubiony serial. Każdy z sezonów widziałem już kilka razy. Ostatnio serial staczał się na dno (może nawet go sięgnął, patrząc na niektóre odcinki 5 sezonu), ale powoli wraca do formy. Moją ukochaną desperatką jest Bree, chociaż nienawidzę tego, co Marc Cherry robi z nią w siódmym sezonie, ale mam nadzieję, że jakoś to naprawi. W ogóle jak patrzę na wytatuowanego Keitha leżącego u boku "nowej" Bree, która w czwartej serii mówiła, że czuje się nieswojo w obecności ludzi z tatuażem, to zastanawiam się, jak można zmasakrować tak genialną postać. No cóż, ciągle wierzę, że jest nadzieja...