Dziś postanowiłem przesłuchać album "DEMI" bo liczyłem, że będzie na nim więcej hitów typu "Heart Attack". Niestety zawiodłem się. Może dlatego, że oczekiwałem czegoś innego, bardziej energicznego. Myślałem, że Demi już wyszła z dołka i pokaże w utworach, że czuje się dobrze. Większość utworów jest mega przesiąknięta liryką i ma charakter ballad. Nie mówię, że źle, ale liczyłem na rozrywkę a nie zamulające kawałki. Do moich fav na obecną chwilę należą "Heart Attack", "Made in the USA", "Really Don't Care (feat. Cher Lloyd)", "Something That We're Not" oraz wolniejsza "Shouldn't Come Back". Może po kilku przesłuchaniach przekonam się jeszcze do "Neon Lights", bo do reszty wątpię. Nie lubię takich ckliwych ballad typu "patrzcie, jak zostałam zraniona ale jestem już strong".